KILKA UWAG O LAWINACH

Andrzej Winnicki
06.11.2015

Tekst i zdjęcia: Liliana Kołłątaj

Kilka uwag o lawinach

Styczeń, luty, marzec, a nawet kwiecień - szczyt sezonu zimowego w górach  - wiele osób spędza ferie i zimowo-wiosenne urlopy w górach.  O listopada do kwietnia trwa także sezon narciarski i zimowej turystyki górskiej. Góry, a przede wszystkim Tatry i Alpy, zimą są niezwykle piękne. Ale także wyjątkowo niebezpieczne. Szczególnie dużym i częstym zagrożeniem,  zwłaszcza przy niestabilnej pogodzie - są lawiny. Zanim zatem postawicie pierwsze kroki na śnieżnych górskich połaciach - proponuję poświęcić kilka chwil lekturze poniższego artykułu. 
Nie po to, by całkowicie zniechęcić się do wyjazdu w góry zimą - wręcz przeciwnie: by wyjechać, wrócić bezpiecznie i powrócić tam w następnych latach.

---
Rok 1909: Tatry
8 lutego
Mieczysław Karłowicz, jeden z największych polskich kompozytorów przełomu wieków XIX i XX w., odbywa wycieczkę narciarską w rejon Hali Gąsienicowej i Czarnego Stawu. Zaalamorwany zbyt długą nieobecnością przyjaciela Mariusz Zaruski, pełen najgorszych przeczuć, wyrusza tropami narciarza. Ślady nart urywają się w zwałach skamieniałego śniegu pod stokami Kościelca. Do dziś w miejscu wypadku stoi kamień pamiątkowy z napisem "Non omnis moriar", ustawiony przez przyjaciół Karłowicza. Jak na ironię - orędownik powstania Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ginie pod lawiną na kilka miesięcy przed rozpoczęciem działalności TOPR (oficjalna data zarejestrowania: październik 1909, ale działało już w lecie tego roku).

Rok 1968: Karkonosze 
17 marca - słońce od samego rana, niewielki mróz, wspaniała pogoda, wprost wymarzona do wędrówki. W Białym Jarze schodzą dwie lawiny. Jedna z nich porywa 8 turystów. Cudem ocaleli. Trzy dni później, 20 marca, przy pięknej, słonecznej pogodzie i niewielkim, jednostopniowym mrozie, w rejon Białego Jaru, mimo ostrzeżeń GOPR-u, znów wyruszają dziesiątki turystów. Lawina zasypuje 24 osoby. Udaje się uratować 5 z nich. Ciała pozostałych 19 ofiar odkopywano przez kilka kolejnych dni. Lawina w najszerszym miejscu miała 60 metrów szerokości, ograniczały ją zbocza i las. Natomiast powstałe lawinisko miało długość ponad 600 metrów, a jego wysokość miejscami sięgała 10 metrów; 60 tysięcy metrów sześciennych śniegu o wadze 16,5 tysięcy ton przykryło żleb. Była to największa turystyczna katastrofa lawinowa w Polsce do tamtych czasów.

Rok 1964: Mont Blanc
7 lipca
"Cofnijmy się jeszcze do 1964 roku. 7 lipca w rejonie Mont Blanc był dniem słonecznym. Na Białą Górę i okoliczne szczyty wspinało się wiele zespołów. Czternastu uczestników kursu przewodnickiego ENSA wchodziło na Auguille Verte granią Grands Montets. Posuwali się wolno, zwartą grupą, po dość płytkim śniegu. Gdy pozostawało im już tylko około 50 metrów do wierzchołka, pod ich ciężarem zsunęła się deska śnieżna. Lawina, którą spowodowali alpiniści, miała zaledwie 30 metrów szerokości i była na 20 centymetrów gruba. Jednak zsuwający się śnieg porwał idących ludzi i zrzucił ich w 800-metrową przepaść. Śmierć poniosła cała czternastoosobowa ekipa. Pośród ofiar znajdowali się m.in. słynny himalaista Jean Bouvier i znany narciarz zjazdowy Charles Bozon." 

Rok 2003: Tatry
28 stycznia
Dzień wcześniej, przy II stopniu zagrożenia lawinowego grupa młodzieży z I L.O. w Tychach wraz z opiekunami wybiera się z Morskiego Oka na Rysy. Należą do Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion", mają za sobą niejedną górską wyprawę. Zdobywają szczyt i wracają szczęśliwie. 
W nocy następuje załamanie pogody, warunki zmieniają się zasadniczo.
28 stycznia wyrusza druga - 13-osobowa grupa. Wracając, podcinają w żlebie lawinę, która porywa ze sobą 11 osób i spadając załamuje lód na Czarnym Stawie. Część osób zostało pod lawiną na stoku, kilkoro lawina wtłacza pod lód jeziora. Poszukiwania ofiar, z udziałem ratowników TOPR i nurków, trwały do 17 czerwca. Zginęło 8 osób: 7 uczniów i 1 opiekun.

Rejon Morskiego Oka jest bez wątpienia najbardziej newralgicznym punktem Tatr w dziedzinie zagrożenia lawinowego. Zdarzają się zimy, podczas których w tej okolicy potrafi jednego dnia zjechać kilkaset lawin, mniejszych lub większych rozmiarów.


Tylko w ciągu ostatnich 10 lat i tylko po polskiej stronie Tatr pod lawinami zginęło ponad 30 osób. Jeżeli doliczymy do tego inne grupy górskie Polski i Europy, liczba ofiar pochłanianych przez lawiny osiągnie setki ludzi. I mowa tu tylko o turystach, taternikach, alpinistach i narciarzach. Gdyby uwzględnić, tylko europejskie, tragedie osad górskich: alpejskich, karpackich i kaukaskich - statystyka będzie przerażająca: już nie setki, a tysiące ofiar. Lawiny są bezsprzecznie największym zagrożeniem, z jakim muszą liczyć się wszyscy wyruszający zimą w góry. Przy nich wszelkie inne niebezpieczeństwa gór bledną i maleją. Analiza przyczyn wypadków letnich pokazuje, że zdecydowanej większości z nich można było uniknąć, że to człowiek sam na siebie sprowadził nieszczęście. 
Z lawinami sprawa ma się inaczej. Są nieobliczalne. Nie sposób przewidzieć, gdzie, kiedy i w jakim kierunku zejdzie lawina. Można tylko określić prawdopodobieństwo.

W rejonach wysokogórskich, przy dużych nachyleniach stoków lawina może ruszyć praktycznie w każdej chwili i z każdego miejsca. Przez wiele lat, zanim zaczęto badać temat bardziej szczegółowo, uważano, że lawiny spadają w godzinach popołudniowych ze stoków południowych. Taka opinia rozpowszechniona była jeszcze w latach osiemdziesiątych. Obserwacja lawin wprowadziła zasadnicze poprawki. Obecna wiedza pozwala stwierdzić, że najbardziej narażone są stoki północne, północno-wschodnie i północno-zachodnie, wszelkie formacje wklęsłe, zwłaszcza żleby. Zaobserwowano, że lawiny schodzą najczęściej w porze przedpołudniowej, między 9.00 a 12.00. Są to jednak tylko pewne prawidłowości, o których wiemy my - ludzie. Lawiny o nich nie wiedzą i niejednokrotnie wyraźnie te ludzkie obserwacje lekceważą. Powstają nieraz w najmniej spodziewanym miejscu i porze, na przykład: w godzinach popołudniowych na stoku zachodnim, albo tuż po północy na zboczach południowych, bo tam akurat zachwiała się równowaga termiczna i mechaniczna śniegu. Powiedzmy sobie to jasno i wyraźnie. W bezpośrednim starciu z lawiną turysta czy taternik nie ma żadnych szans. Uciec przed nią, przy wielkim szczęściu, może się udać jedynie narciarzowi, ale i to tylko w przypadku, gdy znajdzie się na jej skraju i jeśli nie porwie go podmuch lawiny, który rzuci go na stok z olbrzymią siłą, roztrzaskując o skały lub drzewa. 
Jedyną nadzieją dla ofiary lawiny jest natychmiastowa akcja ratownicza. Nie zawsze jednak niestety jest możliwa. Często pomoc przychodzi za późno. Zdarza się też, że nie nadchodzi wcale, gdyż nikt nie wie o nieszczęściu. Czasami nie ma żadnych świadków tragedii, nikogo, kto mógłby rozpocząć akcję ratowniczą, wezwać GOPR. Owszem, zdarzyło się kilkunastu czy kilkudziesięciu osobom, że przetrwali upadek z lawiną i wyszli z tego o własnych siłach. Mogą mówić o nieprawdopodobnym wręcz szczęściu. Los podarował im drugie życie. Między bajki należy włożyć rozmaite opowieści o możliwości uratowania się spod lawiny, różne teorie poruszania się, "pływania" w zsuwającym się śniegu, utrzymywania się na powierzchni lub prób wydostania się. W wyjątkowych sytuacjach może się to udać, ale najczęściej nie jest w ogóle możliwe. Po pierwsze - człowiek porwany lawiną natychmiast traci orientację swego położenia - nie rozpoznaje, czy leci głową czy nogami w dół, czy zbocze znajduje się pod jego plecami czy przed twarzą. Potwierdzają to osoby, którym udało się wyjść cało z podobnych przeżyć.
Po drugie - zjazd lawiny trwa kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt sekund, po czym masy śniegu natychmiast zastygają i twardnieją jak beton, uniemożliwiając człowiekowi jakikolwiek ruch. Jeżeli nawet ktoś szczęśliwie zostanie przysypany tylko częściowo i tak musi czekać na pomoc, by wydostać się z lawiniska. Trzeba go po prostu odkopać łopatami. Wystarczy 3-4 metry sześcienne, by pogrzebać ofiarę na zawsze. Średnia waga metra sześciennego takiego zbitego śniegu to około 500 - 600 kilogramów. Zwykle nad poszkodowanymi i wokół nich zbiera kilkanaście metrów sześciennych - można to porównać do sytuacji przygniecenia przez wyładowaną ciężarówkę.
Po trzecie - rzadko zdarza się, by powstała w lawinie luka umożliwiająca oddychanie. Zbity śnieg zalepia usta i nos, uniemożliwia oddychanie i w krótkim czasie - kilku, kilkunastu minut - prowadzi do uduszenia.
Po czwarte - człowiek poddany jest nie tylko uderzeniom mas śniegu, ale również spadającego z ogromną prędkością materiału skalnego, przemieszczającego się razem z lawiną, gdyż niesie ona ze sobą wszystko, co napotkała na zboczu: ziemię z kamieniami, głazy, krzewy, drzewa. Te uderzenia powodują urazy zarówno zewnętrzne (złamania rąk, nóg, urazy kręgosłupa), jak też wewnętrzne (krwotoki wewnętrzne, urazy mózgu, nerek, płuc). W lawinie nacisk na każdy metr kwadratowy powierzchni wynosi od kilku do kilkudziesięciu ton. Prędkość z jaką sunie lawina może przekroczyć 250 km/na godz. Błyskawiczne staczanie się olbrzymich mas śniegu wywołuje w efekcie pęd powietrza, który wyrzuca drzewa i głazy na odległość kilkudziesięciu, a bywa że nawet 100-200 metrów.

 

Co roku zimą TOPR i GOPR ogłaszają poziom zagrożenia lawinowego w górach na dany dzień. Informacje te podawane są w komunikatach przy wejściu na szlaki, w prasie, w internecie, w radiu i telewizji, wreszcie w schroniskach. Ponadto w rejonach zagrożonych ustawia się tablice ostrzegające przed lawinami.
Ponieważ w Polsce górami, w których najczęściej występują lawiny, są Tatry, a jednocześnie jak magnes przyciągają one zimą tysiące turystów i  narciarzy - dlatego też w dalszym ciągu artykułu w konkretnych odwołaniach do realiów skoncentrujemy się właśnie na Tatrach. Ogólne zasady dotyczą jednak wszystkich gór.
Czas trwania zimy w Tatrach mocno przekracza daty ustalone w kalendarzu. Tatrzańska zima zaczyna się zwykle w listopadzie, a kończy w ostatniej dekadzie kwietnia lub nawet w pierwszych dniach maja. Ataki zimy zdarzają się również latem, w lipcu, a częściej w drugiej połowie sierpnia - i wtedy również ogłaszane bywa zagrożenie lawinowe (jeżeli opady śniegu są znaczne i utrzymują się przez kilka dni).
Skala zagrożenia lawinowego jest pięciostopniowa. 
Pierwszy, najniższy, stopień zagrożenia lawinowego obowiązuje właściwie przez całą górską zimę. Oznacza on zagrożenie relatywnie małe i sytuację w zasadzie sprzyjającą wycieczkom górskim. Przy śniegu raczej stabilnym, możliwość zejścia lawiny występuje głównie w rejonach wybitnie obfitego zaśnieżenia, w miejscach bardzo stromych. Uważać też trzeba na nawisy śnieżne, które mogą się oberwać w najmniej spodziewanym momencie, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie i mokrym śniegu, przy dodatniej temperaturze powietrza lub małym mrozie, przy porywach wiatru.
Drugi stopień zagrożenia ogłaszany jest również bardzo często. Mówi się o nim wówczas, gdy pokrywa śnieżna jest stabilna w dolinach, a na stokach stromych (to jest o pochyleniu większym niż 30°), zwłaszcza trawiastych i niezalesionych, pojawia się tendencja do zsuwania się śniegu, zwłaszcza, gdy jest on mokry i ciężki. Nieostrożny narciarz lub turysta może spowodować uruchomienie lawiny w takich właśnie, eksponowanych miejscach. 
Skutek powtarzalności komunikatów o I i II stopniu powoduje, że bywają one bagatelizowane przez taterników, a także przez turystów i narciarzy - ot, cóż: znowu I lub II, nic wielkiego, małe zagrożenie, właściwie żadne. I setki potencjalnych ofiar wyruszają na stoki i granie. Przecież od kilku dni nie zeszła żadna lawina. A przecież nic bardziej złudnego od takiego argumentu. Nie zeszła? Tym gorzej, bo z każdą chwilą zwiększa się prawdopodobieństwo jej zejścia, gdyż sukcesywnie dzień po dniu zmienia się rodzaj śniegu i stopień jego związania z podłożem. Zwłaszcza przy słonecznej pogodzie i niewielkim mrozie. Na stokach o pochyleniu ponad 40° - czyli na przykład w rejonie Morskiego Oka, Szpiglasowej Przełęczy, Zawratu, Czerwonych Wierchów, Wołowca, lawiny mogą schodzić nawet przy I i II stopniu zagrożenia. Najbardziej narażone są strome, gładkie, trawiaste lub piarżyste zbocza, gdzie nie ma naturalnych przeszkód wyhamowujących zsuwający się śnieg - na przykład: rejon przełęczy Krzyżne, okolice przełęczy Liliowe, wyższe piętra Polany Pisanej i Doliny Jaworzynki, a nawet Skupniów Upłaz.
Sięgnijmy jeszcze raz do literatury górskiej.
"Słonecznej marcowej niedzieli dwaj młodzi narciarze zjechali z nartostrady. Popisując się efektownymi ewolucjami, zlekceważyli masy śniegu zalegające stromy żleb pod Kopą Królową. Nagle, podcięty nartami, śnieg ruszył. Stało się to na oczach wielu narciarzy. Przez moment widziano, jak porwani lecącym śniegiem, usiłowali zdjąć narty. Potem wszystko znikło w białej, skotłowanej masie. Lawina z hukiem runęła w kierunku Hali Olczyskiej. Mimo natychmiastowej pomocy, bo i Pogotowie z Oppenheimem przybyło wkrótce po wypadku, zdołano uratować tylko jednego narciarza. Drugiego szukano trzy dni. Znaleziono zwłoki pod wielometrowym kopcem śnieżnym, na samym dnie żlebu.
Lawina ze Skupniowego Upłazu? Po prostu wierzyć się nie chciało... W takim miejscu!" 
Dopiero III i  IV stopień wywołują na większości osób jakieś wrażenie. III stopień zagrożenia lawinowego oznacza dużą tendencję do samoistnego schodzenia lawin już na średnio stromych stokach (około 30°). Występuje bezpośrednio po świeżych opadach śniegu i przy nagłych zmianach pogody, zwłaszcza przy ociepleniu, zmianie kierunku i siły wiatru. Śnieg przestaje być wówczas stabilny, jest coraz słabiej związany z podłożem, powstaje niebezpieczeństwo podcięcia lawiny przez osoby trawersujące zbocza lub żleby . IV stopień zagrożenia oznacza wyraźne pogorszenie sytuacji i bardzo duże zagrożenie już przy niewielkich nachyleniach stoków (poniżej 30°).
Dostrzeżenie informacji o III i IV stopniu na ogół powoduje przynajmniej chwilę zastanowienia. Wystarczy jednak słoneczna pogoda, by rozum przestał działać. A przecież w praktyce IV (a czasami nawet już III) stopień zagrożenia oznacza - na przykład: 70-80% prawdopodobieństwa zejścia lawin ze żlebów Świstówki prosto na szlak do Pięciu Stawów w Dolinie Roztoki lub ze stoków Opalonego, zwłaszcza z Głębokiego Żlebu lub z Marchwicznego Żlebu na drogę do schroniska w Morskim Oku! A zatem na szlaki uważane za bezpieczne, prowadzące dnem dolin, jeszcze w obrębie górnego regla, na wysokości nie wyższej niż 1300 - 1400 m. n.p.m. 
Pamiętać przy tym trzeba, że przyczyną lawiny może również hałas - krzyki, śpiewy, nawoływania, muzyka z radioodbiorników, głośny dźwięk telefonu komórkowego.
V stopień zagrożenia ogłaszany jest, gdy lawiny schodzą samoistnie właściwie wszędzie, aż po dno dolin i sytuacja jest po prostu fatalna. Powstaje po odwilżach i dużych opadach śniegu lub w trakcie obfitych śnieżyc z huraganowym wiatrem. Nawet najodważniejszy turysta nie wytknie wówczas nosa ze schroniska. Wyjście w góry w takich warunkach jest równoznaczne z samobójstwem. 
Tak duże zagrożenie lawinowe bardzo często pojawia się pod koniec zimy, w marcu i w kwietniu, gdy z dnia na dzień zmienia się sytuacja pogodowa, a śniegi zaczynają topnieć. Nagrzane masy śniegu działają na podłoże jak puchowa pierzynka, powodując topnienie śniegu nie tylko w górnej, ale też w dolnej warstwie. Pomiędzy śniegiem a podłożem wytwarza się wolna przestrzeń, powodując zerwanie łączności pokrywy śnieżnej ze zboczem. "Zjeżdżają" wówczas całe stoki, zsuwają się "deski" o szerokości kilkuset metrów.
V stopień jest określany także mianem alarmu lawinowego, a w rejonie Tatr Wysokich (Morskie Oko - Dolina Pięciu Stawów) tego określenia używa się często także przy IV stopniu, ze względu na duże przestrzenie stromizn w tych okolicach. 

Gdy sypie śnieg, wyje wiatr, śnieżyce szaleją za oknem, łatwo zrozumieć, że góry mogą być niebezpieczne i że zima to niebezpieczeństwo potęguje. Ale gdy zza chmur wyłoni się upragnione słońce, oczekiwane w dniach zawiei, śnieg iskrzy się radośnie w jego promieniach, w powietrzu czuć ciepło wiosny - góry wyglądają tak idyllicznie. Któż by wówczas myślał o zagrożeniach?

"I znów - upalne, marcowe południe. Dużo śniegu. Barometr leci na łeb. Wiatr halny rozhula się lada chwila. Grupa narciarzy podchodzi pod Liliowe. Olśnieni słońcem, wspaniałym śniegiem, zachwyceni bezchmurnym niebem. Droga, jaką obrali na przełęcz, jest wyzwaniem rzuconym losowi. Zanim przebyli połowę drogi, ruszył śnieg w kotle. Władek Czech, znajdujący się na skraju lecącego zbocza, ucieka karkołomnym szusem z zasięgu lawiny. Żona Władka - odkopano ją najprędzej - zmarła z powodu obrażeń wewnętrznych. Po czterech godzinach pracy Pogotowie wydobyło dwóch następnych narciarzy; tych udało się uratować. Czwartego wydobyto martwego pod koniec następnego dnia poszukiwań. Po zakończeniu akcji ratowniczej podszedł do Oppenheima wystraszony turysta.
- Jak to, więc tu też są lawiny? W tak uczęszczanym miejscu?
- Lawiny są wszędzie - odpowiedział zirytowany Oppenheim. 
- To ja wyjeżdżam." 

Cóż, zimą w górach królują śnieg i lawiny. Można oczywiście zostać w domu lub wyjechać z gór, gdy po stokach sunie biała śmierć. Jest to jakieś rozwiązanie, choć szkoda, gdyż Tatry o żadnej porze roku nie wyglądają tak majestatycznie, baśniowo i urokliwie jak zimą.
Zatem, gdy już zdecydujemy się wybrać na zimowy górski urlop - to przynajmniej nie pchajmy się lawinom w zęby. Zabrzmi to trywialnie, ale najlepszym sposobem, by ich uniknąć jest... nie znaleźć się w ich zasięgu. I nie znaczy to wcale, że nie należy ruszać się na krok z Zakopanego i cały zimowy urlop spędzić na Krupówkach.
Gdy wybieramy się na wycieczkę lub na narty przemyślmy najpierw dokładnie trasę zaplanowanej eskapady lub plany narciarskie, konfrontując je z mapą terenu, prognozą pogody i komunikatami GOPR lub TOPR. 
Na większości map górskich zaznaczone są tereny o dużym zagrożeniu lawinowym oraz najczęstszy kierunek spadku lawin. Trzeba przy tym pamiętać, że długość strzałek na mapach nie odpowiada ewentualnemu zasięgowi lawiny - może być on mniejszy lub (co bardziej prawdopodobne) dużo większy. Jeżeli na mapie nie ma informacji o rejonach lawinowych - zastanówmy się nad ukształtowaniem terenu. To wymaga już pewnej umiejętności czytania mapy, jeżeli mamy z tym problem zwróćmy się do osób, które radzą sobie w tej dziedzinie lepiej. Nieraz już w nazwie miejsca kryje się informacja o jego konfiguracji. 
Słowo "żleb" w nazwach pojawia się bardzo często - i zimą powinno działać na nas jak sygnał alarmowy. Nie wierzmy w legendy o nielawiniastych żlebach. Takich nie ma. Bywa, że latami jakiś żleb omijają lawiny, aż nagle schodzą dwie, trzy jednego dnia. Popularna opinia, że lawina nie schodzi po raz drugi w tym samym miejscu też nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Wręcz odwrotnie. Naruszona równowaga śniegu może powodować kolejne obsuwy. Upłaz - to trawiaste zbocze (np. Skupniów Upłaz) - gdy jego pochyłość oscyluje w okolicach 30°, jest on już mocno zagrożony lawinami, bowiem jeżeli śnieg ruszy nie spotka tam na swojej drodze żadnych barier. Na zboczu jedyną poważniejszą przeszkodą dla lawiny jest duży obszar lasu, który wprawdzie nie zatrzymuje jej w miejscu, ale wyhamowuje pęd mas śniegu.
Bula - to wybrzuszenie terenu - w zasadzie jest bezpieczna, chyba że utworzą się na niej poduchy śnieżne i nawisy, a pod nią znajduje się strome zbocze (np. Bula pod Rysami). Podobnie - polana, hala i dolina - są jak najbardziej pożądanymi miejscami wycieczek. Jako tereny o bardzo niewielkim nachyleniu są całkowicie wolne od lawin. Ale z dwoma uwagami. Dojście do nich może prowadzić przez teren lawiniasty - np. szlak na Halę Gąsienicową, zwłaszcza przez Kopę Królową, od Doliny Jaworzynki (a czasem także przez Skupniów Upłaz i Boczań) lub wszystkie szlaki do Doliny Pięciu Stawów. Po drugie hale i doliny są obrzeżone zboczami, często stromymi - jak np. Hala Kasprowa poniżej przełęczy Liliowe, a także Hala Gąsienicowa poniżej wschodnich stoków Kościelca i Hala Morskiego Oka poniżej szczytów Opalonego Wierchu i Mnicha. Nie podchodźmy zatem zbyt blisko pod eksponowane stoki.
Dla wszystkich turystów i narciarzy, nie mających doświadczenia w zimowych górskich wędrówkach, generalną zasadą po ogłoszeniu II i wyższego stopnia zagrożenia lawinowego powinno być trzymanie się regla i niewychodzenie ponad jego górną granicę. Samo posiadanie sprzętu typu czekan i raki, niezbędnego przy zimowych wyprawach w wyższe partie gór, nie jest jeszcze gwarancją bezpieczeństwa. Trzeba jeszcze umieć się nim posługiwać - inaczej ten sprzęt, który ma być ułatwieniem i asekuracją, sam może stać się przyczyną wypadku. Ponadto niezbędna jest wiedza o poruszaniu się w terenie lawiniastym. 
Gdy zdarzy nam się znaleźć się w miejscu narażonym na lawiny pamiętajmy, by nie iść dużą grupą. Odstępy pomiędzy poszczególnymi osobami powinny być nie mniejsze niż 10 metrów. Pojedynczy człowiek ma o wiele większe szanse przejść bezpiecznie, gdyż wywiera mniejszy nacisk na podłoże niż kilkuosobowa grupa. Jeżeli jednak zdarzy mu się upadek, może spowodować ściągnięcie mas śniegu.
Nie znaczy to, że należy wybierać się zimą w góry w pojedynkę. W razie wypadku nie mamy wtedy żadnych szans. Któż bowiem sprowadzi pomoc?
Zachowanie odstępów ma też ogromne znaczenie w przypadku podcięcia lawiny przez któregoś z uczestników wycieczki. Jest wówczas duże prawdopodobieństwo, że lawina nie ogarnie wszystkich, a ci którzy znajdą się poza jej zasięgiem, będą mogli wezwać GOPR i jak najszybciej rozpocząć akcję ratowniczą. Czas ma tu bowiem podstawowe znaczenie. Im później dotrze pomoc, tym mniejsze są szanse na wydobycie ofiar żywych.
Zabieranie ze sobą telefonu komórkowego i latarki musi nam wejść w nawyk, powinno stać się automatycznym odruchem. Niezbędna jest też zapasowa bateria do latarki i to trzymana najlepiej w wewnętrznej kieszeni kurtki, a nie w plecaku, gdyż tam wyczerpuje się bardzo szybko w niskich temperaturach. Oczywiście najlepiej mieć wpisany w kartę pamięci numer Pogotowia Górskiego (0 601 100 300). Gdyby się jednak zdarzyło, że nie znamy lub nie pamiętamy tego numeru, w przypadku konieczności wezwania pomocy mamy jeszcze do dyspozycji bezpłatny telefon alarmowy: 112, lub - również bezpłatny - numer policji: 997.
Zasięg telefonów komórkowych w górach znacznie się poprawił, trzeba jednak pamiętać, że grzbiety górskie odbijają fale radiowe i w obrębie dolnych partii niektórych dolin nie uzyskamy połączenia. W Tatrach mogą być z tym problemy w Dolinie Roztoki, w Dolinie Jaworzynki, w Dolinie Kościeliskiej oraz w Strążyskiej i Małej Łąki. Może nie udać dodzwonić się również na graniach, w partiach szczytowych, jeżeli nie mamy uruchomionego roamingu. Często bowiem telefony komórkowe automatycznie przechodzą na odbiór silniejszego sygnału, który może pochodzić ze Słowacji lub z Czech.
Powyższe wyposażenie obowiązuje każdego, kto wybiera się w góry zimą (i nie tylko zimą), bez względu na to jak wysoko zamierza dotrzeć. 
Natomiast osoby uprawiające tzw. turystykę kwalifikowaną i poruszające się w rejonach powyżej granicy regla powinny zadbać o dodatkowe zabezpieczenia (poza nieodzownym czekanem i rakami), przynajmniej takie jak detektor lawinowy i łopatka lawinowa. W miarę możliwości powinny być one uzupełnione o sondę lawinową, plecak ABS i plakietki Recco. Sprzęt taki nie zapobiega oczywiście niebezpieczeństwu lawin i nie ułatwia poruszania się w terenie zagrożonym, natomiast zdecydowanie pomaga w szybszym odnalezieniu ofiar lawiny i udzieleniu im pomocy
Należy tu jeszcze wspomnieć o pewnej kwestii, która utrudnia lub ułatwia pracę ratownikom. A mianowicie - o kolorystyce ubioru. Trudno bowiem znaleźć na przestrzeni setek metrów kogoś, kogo nie sposób dostrzec, nawet z pomocą lornetki. Narciarz w białym kombinezonie na tle śniegu jest praktycznie niewidoczny. Podobnie turysta w ubraniu w tonacji szarej, czarnej, granatowej lub zielonej na tle skał jest bardzo trudny do wypatrzenia.
Starajmy się zatem przynajmniej o dodatki (czapki, szaliki) w jaskrawych, widocznych z dala kolorach. Warto wiedzieć, że najbardziej dostrzegalnym kolorem jest pomarańczowy, a po nim czerwony i żółty.
Zimą w górach świt wstaje późno i zmierzch zapada szybko. Wskazane jest dołączenie do odzieży i plecaków elementów odblaskowych lub fosforyzujących, ułatwiających dostrzeżenie poszkodowanego w trudnych warunkach oświetleniowych. Przyda się to zresztą również po zejściu z gór, pobocza podgórskich dróg i ulic przeważnie zasypane będą śniegiem i trzeba będzie iść asfaltem, w towarzystwie jadących samochodów.

Jak widać sporo elementów należy wziąć pod uwagę planując zimowy wypad w góry. 
I przede wszystkim - myśleć i używać wyobraźni.
Bowiem najlepszymi lekarstwami na większość niebezpieczeństw gór są na ogół umiejętność przewidywania, poskromienie brawury i  zwykły zdrowy rozsądek. Nawet w stosunku do nieobliczalnych lawin.

---
Artykuł pochodzi z trzyczęściowego cyklu artykułów tatrzańskich Liliany Kołłątaj pod wspólnym tytułem "Tatrzańska kapliczka straceńców". 
Wszystkie trzy artykuły możecie przeczytać na stronie www.gory.info

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie