MALEŃKI ŚWIĘTY
Jan Izydor Staudynger
Chodzi maleńki święty
Po ulicach Wrocławia,
I muchy z siatek pajęczych
Własnymi palcami wybawia.
Ratuje wróble ranione,
Koniom sierść startą jedwabi,
W parku skoszone siano
Na kopy wysmukłe grabi.
Dzieci prowadzi przez jezdnię
Wśród rozpędzonych pojazdów,
Zbiera do swego fartucha
Opadające gwiazdy.-
W ciągu każdego poranka,
W ciągu każdego wieczora
Zjawia się w wielu miejscach
Znienacka, jak metafora.
Lecz wyśmiewają go trochę
Inni, prawdziwsi święci,
>Wysoko w hierarchii nieba
Wzniesieni, czy posunięci
Mówią, że jego cuda,
To nie są cuda prawdziwe.
Bo czy to cud doprawdy,
Rozplątać końską grzywę?
Bo czy to cud doprawdy
Ratować muchę z pajęczyn?
Mucha jest tak natrętna,
Tak uporczywie brzęczy.
Ale kochają świętego
Ubodzy ludzie z Wrocławia,
I muchy, które z sieci
Własnymi palcami wybawia.
I kocha go też Odra,
Chociaż nikomu nie powie...
Bo na jej srebrnym czole
Gwiazdy gasnące łowi.
Choć nie pisały o świętym
Ozdobne litery kronik,
Nie opowiada o nim
Żadna tablica, ni pomnik.
W Rzymie nie słyszał papież,
Że istniał taki święty,
Co przez żurawi klangor,
Żywcem był wniebowzięty.
A mnie balladę o nim
W niebo wpisała jaskółka,
Wcale nie kreśląc liter
Lecz kreski, spirale i kółka.
Odcyfrowałem balladę,
Do głębi serca wstrząśnięty,
Że taki był cudowny,
Nie istniejący święty.