Mazury w poezji: KRONIKA OLSZTYŃSKA // Konstanty Ildefons Gałczyński

Andrzej Winnicki
05.11.2015

KRONIKA OLSZTYŃSKA

Konstanty Ildefons Gałczyński

 

Gdy trzcina zaczyna płowieć, 

a żołądź większy w dąbrowie, 

znak, że lata złote nogi 

już się szykują do drogi. 

 

Lato, jakże cię ubłagać? 

prośbą jaką, łkaniem jakim? 

Tak ci pilno pójść i zabrać 

w walizce zieleń i ptaki? 

 

Ptaków tyle, Zieleni tyle. 

Lato, zaczekaj chwilę. 

 

II 

Dobrze jest nad jeziorem 

nawet porą deszczową. 

Leśniczy wieczorem 

lampę zapala naftową, 

po chwili we wszystkich pokojach 

naftowe lampy płoną 

a cienie od rogów jelenich 

rozrastają się w nieskończoność. 

Psy szczekają. 

Trąbki północy bliskie. 

A chmury pędzą po niebie 

jak wielkie psy myśliwskie. 

Zasypiamy 

przytuleni do siebie jak dzieci. 

Noc się wypogodziła. 

Księżyc mruczy i świeci. 

 

Pszczoły śpią. 

Tylk woda chlupie o brzeg bez przerwy. 

A nam się śnią polowania, 

paprocie, jelenie i strzelby. 

 

III 

Rano słońce, rano pogoda, 

idziemy do kąpieli. 

Sama radość! Sama uroda! 

Jak tu się nie weselić? 

 

Z sosny słychać dzięcioła stuk. 

A tutaj ryby bryzg! spod nóg. 

 

Ech, bracia, wpław! I płynąć, pływać, 

aż tam, gdzie z drugiej strony 

wiatr, roześmiany wiatr przygrywa 

na sitowia strunach zielonych. 

 

IV 

A w tych borach olsztyńskicj 

dobrze z psami wędrować. 

A w tych jarach olsztyńskich 

sośnina i dąbrowa. 

 

Tęcza mosty rozstawia. 

Jak Wenuc pachnie szałwia. 

Ptak siada na ramieniu. 

Komar płacze w promieniu. 

W dzień niebo się zaśmiewa, 

a nocą się rozgwieżdża, 

gwiazdy w gniazda spadaja. 

Żal będzie stąd odjeżdżać. 

 

Wszystkie szmery, 

wszystkie trawa kłysania, 

wszystkie ptaków 

i cieniów ptasich przelaywania, 

 

wszystkie trzcin, 

wszystkie sitowia rozmowy, 

wszystkie drżenia 

liści topolowych, 

wszystkie blaski 

na wodzie i obłokach, 

wszystkie kwiaty, 

wszystek pył na drogach, 

 

wszystkie pszczoły, 

wszystkie krople rosy 

to mi jeszcze, 

przyjacielu, nie dosyć - 

 

chciałbym więcej ptaków, 

drzew z ptakami, 

więcej blasków, gwiazd, obłoków, 

trzcin, kaczek na wodzie, 

 

i uchwycić to wszystko rękami, 

ucałować to wszystko ustami 

i tak zajść, jak słońce zachodzi. 

 

VIII 

Ze wszystkich kobiet świata 

najpiękniejsza jest noc 

 

IX 

Ona idzie, ona płynie, ona sunie 

pod niebios ogromną bramą; 

a wszystko jest piękne u niej, 

a pachnie u niej wanilia i cynamon. 

 

Z gór w doliny schodzi coraz głębiej, 

a oczy ma piękne jak jastrzębie, 

a nogi ma proste jak sosny. 

 

Nadaremno przez las sosnowy szedł, 

pojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii. 

A kiedym w las liściasty wszedł, 

to jakbym słyszał śmiech i flet, 

jakbym wstąpił do pokoju kobiety. 

 

XII 

Kiedym przez las sosnowy szedł, 

pojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii. 

A kiedym w las liściasty wszedł, 

to jakbym słyszał śmiech i flet, 

jakbym wstąpił do pokoju kobiety. 

 

XIII 

jeszcze tyle byłoby do pisania, 

nie wystarczą tu żadne dłowa: 

o wiewiórkach, o bocianach, 

o łąkach sfałdowanych jak suknia balowa, 

o białych motylach jak listy latające, 

o zieleniach śmiesznych pod świerkami, 

o tych sztukach, które robi słońce, 

gdy się zacznie bawić kolorami; 

 

i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie, 

czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć, 

patrzy w las jak w śmieszny rysunek 

i przeciera oślepłe oczy, 

dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy 

i na serce kładzie mech jak opatrunek. 

 

XV 

Psy nad jziorem szczekają, 

może wydrę pochwycą. 

Piszę wiersze na piasku, 

pióro maczając w księżycu. 

 

XVI 

Ech, hałasuje deszcz! 

Trawa deszczowi rada. 

Szczęśliwy, szczęśliwy deszcz, 

bo się może wypadać. 

 

Jabłka jak twarze niemowląt 

deszczowi się bardzo dziwią. 

Podaj mi książkę dobrą. 

Rzuć w komin smolne łuczywo. 

 

XVII 

Grom daleki uderzył, 

z tej strony od Karwicy. 

Deszcz jak kroki żołnierzy 

po zielonej ulicy. 

 

Dzięcioł skrył się. Nie kuje. 

Listeczki nie szeleszczą. 

Żołędzie z dębów spłukuje 

wesoła młócka deszczu. 

 

XVIII 

Spływają krople z ula. 

Woda z jabłoni kapie. 

Hej, deszcz po polach hula, 

bo nie ma żadnych zmartwień. 

 

Błyska się. Piorun broi. 

Lasowi moknie broda. 

0, przyjaciele moi, 

jutro znowu pogoda! 

 

XIX 

Jutro popłyniemy daleko, 

jeszcze dalej niż te obłoki, 

pokłonimy się nowym brzegom, 

odkryjemy nowe zatoki; 

 

nowe ryby znajdziemy w jeziorach, 

nowe gwiazdy złowimy w niebie, 

popłyniemy daleko, daleko, 

jak najdalej, jak najdalej przed siebie. 

 

Starym borom nowe damy imię, 

nowe ptaki znajdziemy i wody, 

posłuchamy, jak bije olbrzymie, 

zielone serce przyrody. 

 

XX 

Gdybym tkaczem był, na imieniny 

taką tobie utkałbym tkaninę: 

 

w samym środku rozległe jezioro, 

nad jeziorem gwiazd modrych kilkoro, 

a na brzegu posępna olszyna; 

 

na olszynie nieruchome ptaki, 

a w zatoce zębate szczupaki, 

księżyc, noc i gwarliwa trzcina. 

 

XXI 

Słońce nad ziemią nisko, 

chłodnawy wieczór wcześnie. 

Rozpalimy wesołe ognisko, 

zaśpiewamy wesołe pieśni. 

 

Nasz płomień nie zagaśnie, 

drogę do gwiazd odszuka 

i nad gwiazdami błyśnie. 

 

Pierwsza pieśń o przyjaźni. 

O obowiązku druga. 

A trzecia - o ojczyźnie. 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie