Miało być ekologicznie i nowocześnie, a wyszło… jak zawsze. Zeroemisyjne busy do Morskiego Oka póki co na pewno nie staną się atrakcyjną alternatywą dla fasiągów. Powód? Horrendalna cena za przejazd.
Od początku maja turyści wybierający się do Morskiego Oka mogą skorzystać z nowoczesnych, elektrycznych busów, które częściowo zastąpiły transport konny. Jest to efekt rodzącego się w bólach porozumienia między Tatrzańskim Parkiem Narodowym, samorządami i przewoźnikami z Bukowiny Tatrzańskiej. Głównym celem jest ulżenie koniom oraz ułatwienie dojazdu do Morskiego Oka tym turystom, którzy z różnych powodów nie chcą lub nie mogą dojść nad jezioro pieszo.
Nowe busy kursują dwa razy dziennie i wszystko byłoby świetnie, gdyby nie „drobny” szczegół, mianowicie cena za przejazd, która jest zaporowa.
Cena za przejazd w jedną stronę wynosi aż 100 zł przy zakupie online i 110 zł w punkcie informacji. Za powrót tą samą trasą zapłacimy 90 lub 100 zł. Napisać, że stawki są wygórowane, to eufemizm. Przykładowo: dla czteroosobowej rodziny oznacza to wydatek rzędu 800 zł za podróż w obie strony! Nic dziwnego, że busy na razie nie budzą większego zainteresowania.
Wraz z debiutem elektrycznych busów ograniczono działalność transportu konnego. Teraz zaprzęgi mogą kursować jedynie na krótszym odcinku – z Palenicy Białczańskiej do Wodogrzmotów Mickiewicza, pełniąc jedynie funkcję atrakcji turystycznej.
Oburzenie na wysokie ceny przejazdów może skutkować ich obniżeniem, ale nie wiadomo, czy i kiedy to nastąpi. Na razie TPN zbiera opinie turystów i przewoźników. W planach jest też zakup kolejnych 16 pojazdów, które mają zwiększyć dostępność tej formy transportu i być może przyczynić się do urealnienia cen.